Zawirowania turystyczne sprawiły że z wrześniowego (podobno obfitego) wysypu grzybków Roweromaniak skorzystać nie mógł, tym chętniej jeździł więc do lasu w październiku, pomimo szeregu bezsensownych utrudnień, jakie wprowadził rząd podobno w ramach walki z koronawirusem, z których szczególnie uciążliwy był dla Roweromaniaka obowiązek jazdy na rowerze w maseczce również na pustej szosie i w padającym deszczu. Szczęściem spora ilość grzybów rekompensowała Roweromaniakowi zarówno niedogodności koronawirusowe jak też sprzętowe awarie zdarzające się podczas jazdy.
Wrzesień roku 2020 upłynął Roweromaniakowi na wojażach autobusowych międzynarodowych, wskutek czego nie był już od dłuższego czasu w lesie ani na spacerku, ani pozbierać małe co nieco grzybków, musiał więc błąd ten naprawić. Koronawirus, co właśnie w Wielkiej Polsce się rozpanoszył wykluczył wspomaganie baną, musiał więc Roweromaniak wybrać lasy nieodległe, a przy tym dość spore gdyż tłoku nie lubi. Wybór padł na nieczęsto odwiedzany rejon Grodzisk - Nowy Tomyśl, a po spojrzeniu na mapę skonkretyzował się w pomyśle wyjazdu do Porażyna. Korzystając z elektromapy zaprojektował sobie Roweromaniak trasę nieomal całkowicie omijającą drogi krajowe. W poprzednich dniach lało sakramencko więc spodziewawszy się nielichego błocka wyrychtował był Roweromaniak nieużywanego od ponad dwóch lat górala i wyruszył. Po drodze zmienił nieco trasę aby odwiedzić dawno niewidziane Źródełko Żarnowieckie, minął bokiem Buk, dojechał do Opalenicy i zdecydował się przenocować przy tak zwanym wigwamie znajdującym się niedaleko porażyńskiego pałacu. Roweromaniak pamiętał drogę do wigwamu z poprzednich wyjazdów (spał tam niegdyś), jednak drobna awaria mocowania sakw rowerowych opóźniła jazdę tak, że w lesie znalazł się dopiero podczas zapadającego zmierzchu. Ponieważ naprawa awarii wymagała wypakowania większości przewożonych klunkrów Roweromaniak zdecydował się zatrzymać przy napotkanej wiacie turystycznej, usunąć awarię, zjeść coś i dopiero później szukać noclegu. Trwało to wszystko ze dwie godziny i Roweromaniak miał okazję zauważyć, że skrzyżowanie w środku lasu, przy którym stała wiata, jest całkiem ruchliwe i na biwaczek niezbyt dogodne. W czasie obiadku zaczął kropić deszcz, zrobiło się też zupełnie ciemno. Nie mając ochoty moknąć i nie będąc pewnym odnalezienia po nocy drogi do wigwamu postanowił Roweromaniak przespać się pod zadaszoną wiatą, co też uczynił. Zgodnie z wcześniejszymi obserwacjami nocleg był zakłócany światłami i hałasem blachosmrodów, z których jeden nawet zatrzymał się świecąc reflektorami prosto w namiot. Kierowca chyba nie wierzył własnym patrzałkom: sysun odjechał dopiero po dłuższej chwili.
Dzień po niezbyt ciekawym biwaczku wstał całkiem przyjemny i cieplusi umilając Roweromaniakowi poszukiwania (niezbyt intensywne) grzybków, których w okolicy okazało się być całkiem sporo, sów (kani) zaś wręcz zatrzęsienie takie, iż niebawem przestał je Roweromaniak zbierać z braku możliwości zabrania ze sobą i przejedzenia nawet przy pomocy rodziny i sąsiadów. Wczesnym popołudniem po odnalezieniu miejsca po rozebranym wigwamie, gdzie w planie było ugotowanie obiadku, uznał Roweromaniak, że lasu ma chilowo dosyć i że pora udać się w stronę domu aby nazajutrz mieć krótszą drogę do pokonania. Mapa pokazała, że wyboru miejsc na nocleg zbyt wielkiego nie ma i po krótkich deliberacjach Roweromaniak zdecydował się poszukać schronienia na łąkach i polach w pobliżu rzeczki Mogilnicy Środkowej, na wschód od Opalenicy, w pobliżu wsi Kozłowo. I znalazł, chociaż pewnym problemem było poszukanie takiego terenu, na którym można by było nie tylko rozbić namiocik, lecz również oprzeć bicykl o jakąś solidną podporę i to w obok namiotu, nie zaś kilometr dalej. Wybrane noclegowisko nie było idealne: widać było latarnie uliczne i samochody na lokalnej szosie, ziemia była pełna nierówności w rodzaju świerzych kretowisk, jednak okazało się znacznie wygodniejsze od zadaszonego i równego biwakowiska z nocy poprzedniej. Wieczorem ruch zamarł nieomal zupełnie więc blachosmrody nie przeszkadzały zbytnio, latarnie były na tyle odległe, że ich światło tylko w niewielkim stopniu rozpraszało mrok, temperatura okazała się być powyżej punktu rosy więc namiocik był rano suchy. Dokuczliwych owadów też nie było i tylko siusiu obudziło Roweromaniaka około szóstej nad ranem.| [Data utworzenia: 18 grudnia 2020] |
Przypisy:
[1] Na umieszczonych w kilku miejscach w lesie mapach okolicy wigwam ten jest nadal zaznaczony jako istniejący (listopad 2020), co zapewne zmyli jeszcze niejednego turystę.
Powiązania 
Uzupełnienia: Grzybki koronawirusowe (B), Grzybki koronawirusowe (C), Biwaki Roweromaniaka