[Przejazd do Diskit w dolinie Nubra przez przeł. Khardung; klasztor Diskit, 33 metrowy budda Maitreja, wydmy i wielbłądy w Hundar]. Ósmego dnia indyjskiego czekał nas przejazd z Leh do Diskit przez najwyższy z punktów odwiedzonych podczas całego wyjazdu: przełęcz Khardung (5359 m npm), co dla obojga Roweromaniakostwa jest (i zapewne pozostanie) osobistym rekordem wysokości naziemnej. Mimo iż jest to ponad 600 m wyżej, niż wysokość osiągnięta przez Roweromaniaka pod szczytem Cotopaxi w lutym br. dobra aklimatyzacja sprawiła, że wysokości tej Roweromaniak nie odczuwał - miał nawet dość sił, aby podbiec kilkadziesięt metrów i nie dyszeć później przez kwadrans; od braku tlenu znacznie bardziej dokuczliwa była ogromna ilość spalin pochodzących z rur wydechowych jadących i stojących na parkingu pojazdów (większość kierowców nie wyłączało silnika w czasie postoju), w tym obładowanych ciężarówek. Szosa na przełęcz jest widowiskowo wspaniała, ale dla kierowców koszmarna: jest wąsko, trwają remonty i przebudowa drogi, nawierzchnia jest w dużej mierze szutrowa, serpentyny są wyjątkowo dorodne, a przepisy mają kierowcy zazwyczaj w głębokim poważaniu. Szybkość przejazdu busem oscyluje pomiędzy 20 a 30 km/h, barierkoza jeszcze tutaj nie dotarła więc brak jest jakichkolwiek zabezpieczeń, stojące gdzie-niegdzie na poboczu celowo ustawione trupy rozbitych aut nie nastrajają zbyt optymistycznie. Wszystko to powodowało, że niektórzy z pasażerów - jak sami przyznawali - mieli żołądek gdzieś pod brodą, jednak Roweromaniakostwu atrakcje takie w niczym nie szkodzą i na samopoczucie ujemnie nie wpływają. Pobyt na przełęczy trwał ok. godziny w czasie której obejrzeliśmy z jednego miejsca zarówno pasma leżące Himalajach jak też w Karakorum, po czym rozpoczęliśmy zjazd do doliny Nubra - okazał się równie atrakcyjny, jak podjazd. Przed dojazdem do Diskit zjedliśmy w jakiejś lokalnej knajpce obiadek (nieśmiertelne momo) po czym pojechaliśmy zobaczyć posąg buddy Maitreja o wysokści iście świebodzińskiej (33 metry) i zakwaterować się w hotelu (podobno byliśmy pierwszą grupą białasów, którzy w nim gościli). Po południu pojechaliśmy jeszcze zobaczyć znajdujące się w pobliżu piaszczyste wydmy sporych rozmiarów oraz wielbłądy przewożące po wydmach turystów; planowana przejażdżka wielbłądem nie doszła do skutku z racji zbyt małej ilości chętnych. Zobaczywszy wydmy wróciliśmy grzecznie do hotelu na dobrze zasłużony odpoczynek.