Ekwador / Amazonia Ekw.
Artykuły: txD15. Ekwador, dzień piąty (12/02/2023)
Plan piątego dnia pobytu w Ekwadorze przewidywał jedynie dwa spacerki: odwiedzenie ochronki dla zwierząt oraz wioski indiańskiej. Oba odbyły się z wykorzystaniem łodzi, chociaż do ochronki można było dojść lub powrócić pieszo, co zdaniem Roweromaniaka byłoby atrakcyjniejsze - łodzią mogli płynąć jedynie niechętni spacerowi.
Ochronką, którą odwiedziliśmy było amaZOOnico - ośrodek prowadzony przez organizację non-profit o tej samej nazwie. Jest to niewielki teren (5 ha), na którym mieszkają zwierzęta chore lub z innych przyczyn (np. z powodu zbytniego oswojenia się z ludźmi) są niezdolne do samodzielnego życia w puszczy. Roweromaniak docenia znaczenie podobnych organizacji w walce o ochronę zwierząt, jednak uważa, że ochronka taka na cel odwiedzin turystycznych się nie nadaje: zwierzęta w klatkach można zobaczyć wygodniej, taniej, w większym wyborze i w lepszych warunkach bez potrzeby przebycia 10 000 kilometrów z Polski do Amazonii (poznańskie zoo jest znacznie większe i warunki dla zwierząt ma lepsze niż amazoonico). Podczas deszczowego spacerku po ochronce zobaczyliśmy czerwone ary, pekari, tukany, małpy wełniaki, żółwie wodne (a raczej ich cienie pod wodą), ostronosa oraz łby dwóch kajmanów, a z ciekawszych roślin - chodzącą palmę; w porównaniu z ok. 300 gatunkami w poznańskim zoo nie jest to wiele.
Przed następnym wyjazdem zjedliśmy obiadek (w lodży karmili wyśmienicie, najlepiej ze wszystkich miejsc noclegowych na wyjeździe), a wolny czas poobiedni wykorzystał Roweromaniak aby upolować jakieś motylki i przy okazji pstryknąć kilka kwiatków. Największego z fruwających w lesie motyli (niebieskiego, zapewne Morpho menelausa) upolować się Roweromaniakowi nie udało - latał zbyt szybko.
Odwiedzona po południu wioska tubylczo-turystyczna była dla Roweromaniaka ciekawsza nie tylko ze względu na brak klatek: przewidziany był poczęstunek i spacer po polach, terenach uprawnych, a także po (nieomal) dzikim lesie amazońskim. Wioska położona była na wyspie w widłach rzek Napo i Arajuno i dostępna jedynie z rzeki. Składała się z kilku chałup na palach, kilku szop i świetlicy zwanej czekoladowym domem; na wyspie nie było ani pojazdów ani maszyn. Pokazano nam uprawę kakao, manioku, kilku gatunków palm po czym poprowadzono ścieżką do jeziora kajmanów (z pomostem widokowym, gady były lepiej widoczne niż w amazoonico[1]) i z powrotem przez las do wioski (zobaczyliśmy m. in. olbrzymie mrówki, duże ptaszyska znane jako kośniki czubate oraz sporo ciekawych roślin). W wioskowej świetlicy czekał na nas w pokaz wyrobu czekolady, poczęstunek z opiekanych na wolnym ogniu larw ryjkowca palmowego (tak Roweromaniak jak też Żona Roweromaniaka larwy zjedli i poprosili o dokładkę) oraz nauka pędzenia lokalnego bimbru. Po poczęstunku chętni mogli postrzelać sobie z turystycznej wersji indiańskiej dmuchawki - Roweromaniak w cel nie trafił - po czym popłynęliśmy z powrotem na nocleg do lodży.
Drugi nocleg w lesie był zdecydowanie przyjemniejszy: nikt dyskoteki nie urządzał i można było zasypiać wsłuchując się w odgłosy lasu.

Czas wolny amazoński
Zjedzony w lodży smaczny obiadek osłabił Żonę Roweromaniaka tak bardzo iż postanowiła uciąć sobie poobiednią drzemkę tracąc tym samym okazję do przyjrzenia się w spokoju i z bliska otoczeniu sypialni. Roweromaniakowi również spać się chciało po hałaśliwej nocy jednak wziął się w garść i poszedł na spacerek. Deszcz przestał padać więc pojawiła się całkiem sporo owadów: jakaś niezidentyfikowana czarna gąsienica ekspresowa, niebieskie muchy nieznanego Roweromaniakowi gatunku i kilka rodzajów motyli. Większość z nich Roweromaniak uwiecznił na fotkach, jednak największego i najładniejszego ze spotkanych (niebieskiego motyla, zapewne Morpho menelausa) upolować się Roweromaniakowi nie udało - latał zbyt szybko. Pstryknął też Roweromaniak kilka roślinek, w tym drzewiastego pomidora, helikonię papuzią, kostowca i skrzydłokwiata. Później - gdy Żona Roweromaniaka wykarabskała się już z pościeli - pstrynął Roweromaniak kilka fotek żoneczce swojej oraz uzupełnił domowy zbiór ważek o karminowego samca Orthemis discolor.

Poczęstunek amazoński
Do żelaznego repertuaru wyjazdu w rejony obce kulturowo należy degustacja lokalnych smakołyków, w miarę możliwości tradycyjnych i przyrządzonych na oczach turystów. W Ekwadorze punkt ten zrealizowano z pewnym rozmachem w amazońskiej wiosce indiańskiej. Na początku pokazano nam sposób przyrządzania klasycznej dla rejonu gorzkiej czekolady (kakao jest obecnie jedną z ważniejszych upraw w Ekwadorze) i poczęstowano owocami polanymi efektem tegoż pokazu (najsmaczniejsze były truskawki, najliczniejsze - kawałki banana). Po czekoladzie przyszła pora na larwy ryjkowca palmowego - duże, pękate, grube jak kciuk i długie na kilka centymetrów. Larwy te są podobno przysmakiem, można je kupić (żywe) na lokalnych targowiskach. Ich sposób przyrządzania dość powszechnie uważa się w Europie za barbarzyński: larwy gotuje się żywcem w oleju i dosmaża (nadal żywe) nadziane na patyk na wolnym ogniu. Ani Roweromaniak ani Żona Roweromaniaka nie tylko nie mieli oporów, co by przysmaku owego spróbować, ale jeszcze poprosili o dokładkę, jednak Roweromaniak marudził nieco na brak chrzanu i/lub musztardy - bez tego larwy były dość mdłe. Ostatnim punktem programu kulinarnego była nauka wytwarzania lokalnego bimbru i poczęstunek tymże, z którego to poczęstunku Roweromaniakostwo zgodnie zrezygnowali. Larwy głosu nie mają więc jedynym - dosłownym - zgrzytem podczas posiłku były dźwięki wydawane przez zieloną arę, która przysiadła sobie na pobliskim drzewie i nie chciała się uciszyć.

[Data utworzenia: 17 kwietnia 2023]


txD150. Ekwador, dzień piąty (12/02/2023) [wybrane]

Przypisy:
[1] Na jednym ze zjęć kajmanów dostrzegł Roweromaniak (już w domu) nigdy wcześniej niewidzianego pająka wodnego.

Powiązania 


Zobacz: Wszystkie zdjęcia tej serii.
Uzupełnienia: Amazonia Ekw., Azyl dla zwierząt amaZOOnico w Amazonii Ekw., Wioska indiańska, Czas wolny amazoński, Poczęstunek amazoński