Artykuły: txD11. Ekwador, dzień pierwszy (08/02/2023)
Przyjechawszy na lotnisko godzinę przed północą Roweromaniak przebrał się w lżejsze ciuszki, a następnie poszukał dla siebie i małżonki (swojej) miejsca na przetrwanie godzin pozostałych do rozpoczęcie odprawy, co miało nastąpić ok. czwartej nad ranem. Zaklepawszy sobie w miarę wygodną ławkę (poprzez obstawienie jej walizami i plecakami) poszedł na spacer po wymarłym nieomal budynku lotniska. Znalazł jeden czynny bar z kiepską i drogą kawą (czynnych automatów nie było) po czym przekonał się, że nazwa lotniska (im. Chopina) ma jednak jakieś przełożenie na rzeczywistość: Jeden ze snujących się po lotnisku pasażerów zapytał Roweromaniaka, czy nie wie, gdzie znajduje się biały fortepian i po odszukaniu tegoż zaczął grać umilając sobie (i innym) oczekiwanie. Grał - oczywiście - utwory Chopina. Koncert trwał jakąś godzinkę i nastroił Roweromaniaka nieco mniej negatywnie do światowego podobno lotniska wyglądającego nocą jak stacja w Koluszkach. Po koncercie Roweromaniak poczytał sobie zabrany w podróż przewodnik po Ekwadorze co zjadło dwie z przeznaczonych do zabicia godzin i wreszczie doczekał czasu odprawy. Ta poszła sprawnie i wkrótce Roweromaniakostwo zmienili miejsce oczekiwania na halę odlotów, w której były przynajmniej automaty z kawą i herbatą. Była też - dość paskudna w wyglądzie - syrenka bosto jako reklamówka wódki i działające od kilku lat dystrybutory z darmową, nadającą się do picia wodą, nie było natomiast na całym lotnisku czynnego punktu pomocy medycznej[1]. Start odbył się planowo a krótki lot do Amsterdamu przebiegał bez zakłóceń. Na Schiphol czasu było sporo więc Roweromaniak odszukał punkt medyczny gdzie zmienił opatrunek i otrzymał jeszcze jeden na później, przeszedł się po sklepach (zwracając uwagę głównie na holenderskie tulipany) i - korzystając z obowiązującej na lotnisku europejskiej taryfy telekomunikacyjnej - obdzwonił na zapas całą rodzinkę, po czym wsiadł do szerokokadłubowca lecącego w stronę Quito. Lot[2] trwał godzin jedenaście, które zmiana czasu skróciła do pięciu tak, że na miejscu byliśmy ok. 16 - jeszcze przed zachodem słońca. Jadąc z lotniska trafiliśmy na urwanie chmury, ale wkrótce deszcz przestał padać. Tego dnia w programie była jeszcze jedynie kolacja w knajpie poza hotelem, po której Roweromaniakostwo poszli szybciutko spać.
[Data utworzenia: 03 marca 2023]


txD11. Ekwador, dzień pierwszy (08/02/2023)

Przypisy:
[1] Roweromaniak chciał zmienić opatrunek (plaster) na uszkodzonym tuż przed wyjazdem paluszku serdecznym lewej ręki, co jednak okazało się możliwe dopiero w Amsterdamie. W warszawskiej informacji lotniskowej przekazano mu, iż punkt medyczny otwierają o godzinie dziewiątej, a przed tą godziną osoby potrzebujące pomocy mogą wezwać karetkę.
[2] Jedynym problemem lotu były zbyt częste i obfite posiłki serwowane przez linie KLM, co utrudniało przechadzki po pokładzie dla rozprostowania kości - przejścia blokowały wózki z jedzeniem i ich obsługa.

Powiązania 


Zobacz: Wszystkie zdjęcia tej serii.