Po mrozach sprzed niecałego tygodnia pozostały już tylko wspomnienia, po śniegu takoż, a to za sprawą dawno niewidzianego wyjątkowo gwałtownego ocieplenia (było -14, jest +10), w wyniku którego noworoczny wyjazd nad Rusałkę mógł odbyć Roweromaniak w stroju raczej wiosennym: bez termo-coś-tam, bez termosu z herbatą i w zwykłych dżinsach. Lejący od sylwestrowego ranka deszcz rozmroził ziemię powodując łatwiejsze wchłanianie solanki z roztopionego śniegobłota, co zdecydowanie ułatwiło poruszanie się bicyklem po ziemnych ścieżkach wokół Rusałki. Deszczyk był też uprzejmy zmniejszyć na czas wyjazdu intensywność a nad samym jeziorem wręcz na godzinkę zaniknąć. Pani Aura płatała też dziwne figle z mgłą, raz gęstą - wręcz namacalną, raz zanikającą, a niekiedy przeradzającą się w mżawkę. Podobnie jak rok wcześniej oficjalnego powitania roku nie było, jednak kilkudziesięciu cyklistów deszczu się nie przestraszywszy pojawiło się nad jeziorem i ruszyło w tradycyjną rundkę dookoła, a Roweromaniak tradycyjnie objazd ten sfilmował i w internetach zamieścił. Roweromaniak nie zdawał sobie dotychczas sprawy z jaką niechęcią widziani są cykliści nad Rusałką: gdy tylko zbierze ich się zbyt wielu, odprawiani są natychmiast na miejsce straceń, co wyraźnie widać na załączonych fotkach. Wracając przetestował Roweromaniak najnowszą poznańską drogę rowerową wzdłuż ul. św. Wawrzyńca biegnącą. Okazała się wygodna: asfaltowa, równa i gładka na tyle, że Roweromaniakowi nie udało się utrzymać tempa na tyle małego, aby stabilizator w kamerze rowerowej poradził sobie z wygładzaniem nakręconego filmiku - przy przekraczaniu 10 km/h drgania kamery stają sięzbyt duże. Trzeba chyba pomyśleć o stabilniejszym jej zamocowaniu.