Pani Zima posłuchawszy apeluRoweromaniaka sprzed kilku dni tak się swoją rolą przejęła, iż sypnęła śniegiem obficie, mrozu przy tym również nie żałując. W działaniu swym okazała się na tyle skuteczną, iż planowany spacerek rowerowy rozwiał się w zadymce jak we mgle: w czwartek (2 grudnia 2010) nie sposób było z miasta wyjechać ni bicyklem, ani też baną - spóźnienia liczono w godzinach, a wysokość zasp - w metrach. Musiał więc Roweromaniak zadowolić się kontemplowaniem najbliższej okolicy, co też uczynił i na zdjęciach utrwalił. Zima zresztą zrobiła się śliczna: tak dużych nawisów śnieżnych na dachu budynku, w którym mieszkam, nigdy nie widziałem, podobnie jak nie widziałem tak wysoko sięgającego śniegu na parapecie czy też tak wysokich zasp śnieżnych, szczególnie w początku grudnia.