Drugą grzechotkę usłyszał był Roweromaniak sam w kilka dni po pierwszej na poznańskiej Dębinie jadąc sobie rowerkiem na spacerek majówkowy. Oparł więc bicykl o drzewo, poszedł poszukać hałaśnika i - jako że liści na drewach jeszcze zbyt dużo nie było - wkrótce go dostrzegł. Niestety posiłek dzięciołowi dużemu niezbyt smakował i ledwo spróbowaszy dębińskiego śniadanka odleciał w zieloną dal. Słychać go jeszcze było przez kilka chwil, ale pozować już więcej nie chiał, więc Roweromaniak pojechał w dalszą drogę.