Artykuły: txD1C. Ekwador, dzień dwunasty (19/02/2023)
Trzeci dzień na Galapagos a dwunasty w Ekwadorze zaczął się od braku prądu i wody, co Roweromaniak stwierdził gdy wstał przed świtem, poszedł do łazienki i chciał spłukać po sobie kibelek. Nie mając możności umycia się łyknął jedynie wody z butelki (mineralki przywiezionej jeszcze z kraju), zabrał kilka herbatników i cukierków po czym poszedł obejrzeć odszukaną poprzedniego dnia na elektromapie lagunę, leżącą nieomal w środku Puerto Villamil, w niewielkiej odległości od hotelu. Jezioro okazało się znacznie lepiej zaopatrzone w ptaszydła niż oglądane poprzedniego dnia wieczorem (były czerwonaki, kaczki i gęsi) co nastroiło Roweromaniaka pogodnie mimo porannych problemów hotelowych: prądu i wody nie było nadal i nikt nie wiedział, kiedy się pojawią.
Z przyczyn technicznych śniadanie się opóźniło i było gorsze niż zazwyczaj, co jednak Roweromaniakowi nie było w stanie zepsuć dobrego humoru. Po posileniu się załadowano nas na łódkę obficie zaopatrzoną w sprzęt do nurkowania powierzchniowego (maski i fajki, płetwy oraz kapoki) i zawieziono na pobliską wysepkę, która okazała się być skolonizowana przez legwany morskie. Były ich tam tysiące i wszystkie zajmowały się rozmnażaniem, tzn. samice ryły jamy aby złożyć w nich jaja i zagrzebać w piasku, a samce szukały samic chętnych na bara bara (i niekiedy znajdowały). Na wysepce był też żłobek dla młodych fok i trochę ptaków, w tym - jak to Roweromaniak stwierdził po przyjeździe do domu - również nie widziane wcześniej głuptaki, a w odciętym od morza wskutek odpływu kanale pływał sobie w poszukiwaniu wyjścia ogromny żółw morski. Naoglądawszy się legwanów wróciliśmy na stateczek, odpłynęliśmy nieco od brzegu wysepki i skorzystaliśmy z nurkowego wyposażenia naszej łajby. I tak oto nieumiejący pływać Roweromaniak mógł na stare lata korzystając z kapokowej kamizelki popływać sobie wspólnie z rekinami i morskimi żółwiami, czego jeszcze kilka miesięcy wcześniej nie potrafił nawet sobie wyobrazić. Żona Roweromaniaka takoż mogła i skorzystała, tyle że to jest ona spod znaku wodnika, pływa lepiej niż chodzi i żadnego wspomagania nie potrzebowała; nie włożyła też maski i pływających w pobliżu rekinów nie widziała. Kąpiel trwała dość długo więc przed obiadkiem nie było czasu aby wejść do hotelu, wypłukać się z soli i przebrać w suche ciuchy, co zaowocowało otarciami w pachwinach i lekkim przeziębieniem obojga Roweromaniakostwa.
Czas na przebranie się i pierwsze w tym dniu wymycie w słodkiej wodzie był dopiero po obiedzie, przed powroten na wyspę Santa Cruz. Wcześniej jednak musieliśmy zwolnić pokoje hotelowe i do dyspozycji grupy pozostały jedynie dwa prysznice. Czekając na wolny prysznic namówił Roweromaniak Żonę Roweromaniaka na odwiedzenie poznanej rano słonej laguny. Znad jeziora Żona Roweromaniaka poszła do hotelu nie czekając na pstrykającego jeszcze fotki małżonka swojego. Roweromaniak wróciwszy do hotelu Żony Roweromaniaka w nim nie zastał więc musiał w tri miga pobiec z powrotem próbować żoneczkę odszukać. Nie znalazł gdyż poszła jakąś wydumaną drogą dookólną i wróciła do hotelu sama przed powrotem mężusia z wyprawy ratunkowej. Więcej niepodzianek tego dnia już nie było.
Wróciliśmy na Santa Cruz w sposób znany nam z dnia poprzedniego i niedługo przed zmierzchem znaleźliśmy się w hotelu w Puerto Ayora, gdzie już czekały na nas pozostawione dzień wcześniej walizy[1]. Roweromaniak wyskoczył jeszcze na krótki z racji nadchodzącej nocy spacerek w stronę Plaży Żółwi, po czym zaczęliśmy się pakować na powrót do Polski.
[Data utworzenia: 01 czerwca 2023] |
Przypisy:
[1] Z powodu przeprawy na wyspę Isabela niewielką łodzią trzeba było zostawić większość bagaży w Puerto Ayora.
Powiązania 
Uzupełnienia: Wyspy Galapagos, Wyspa Isabela, Puerto Villamil, Jezioro Słone w Puerto Villamil