Ekwador
Artykuły: txD1A. Ekwador, dzień dziesiąty (17/02/2023)
Dziesiątego dnia pobytu w Ekwadorze udaliśmy się na Galapagos. Na ten odległy o ok. 1000 km od stałego lądu archipelag lecieliśmy samolotem z Gwajakil na wyspę Baltra liniami o swojsko brzmiącej nazwie Latam, samolotem europejskim (airbus), co u Roweromaniaka wywołało uśmiech, gdyż w Europie z Wawy do Amsterdamu lecieliśmy południowoamerykańskim embraerem, a przez Atlantyk z Europy do Ameryki Pd. - północnoamerykańskim drimlajnerem - widocznie samoloty nie mogą latać na kontynentach, na których je wyprodukowano.
Organizacji pracy lotniska w Gwajakil przy lotach wewnętrznych nie powstydziłby się nawet Mrożek: najpierw idzie się do stanowiska odpraw aby zważyli i zaplombowali bagaż, później wraz z już zważonym bagażem idzie się na drugi koniec hali odlotów do automatu odprawowego. Automat zazwyczaj nie działa, więc idzie się po obsługę (o ile uda się odszukać kogoś, z kim można się dogadać). Później walczy się z automatem jeszcze z godzinę gdyż podane przez obsługę kody są błędne i trzeba ich wzywać jeszcze kilka razy (w naszym przypadku - trzy, a i tak jednej osoby nie odprawiono - przyleciała następnym lotem). Gdy już otrzyma się wydrukowaną przez automat naklejkę do umocowania na uchwycie bagażu wraca się z powrotem (oczywiście z walizkami) przez całą halę na kolejne stanowisko odpraw, gdzie bagaże ładują na taśmociąg, a pasażerowi wydają kartę pokładową i może on biec szukać samolotu, o ile ten w międzyczasie nie odleciał. Co ciekawe w locie międzynarodowym przez Atlantyk z tego samego lotniska odprawa bagażu była normalna, czyli podchodziło się raz do jednego okienka i tam załatwiało wszystko.
Po przylocie każdy obcokrajowiec musi zapłacić 100 dolarów - inaczej nie wyjdzie z lotniska. Zapłaciliśmy gotówką (inaczej nie można - czytników kart nie ma) i odebrawszy bagaż rozpoczęliśmy oczekiwanie na ostatniego uczestnika, dla którego nie było biletu na nasz lot. Przyleciał - na szczęście - już następnym samolotem, czyli czekaliśmy nadprogramowo jedynie około godziny (Roweromaniak w tym czasie zapoznawał się z lotniskowymi legwanami, darwinkami i innymi endemicznymi stworami Galapagos). Gdy już byliśmy w komplecie rozklekotany autobus zawiózł nas na przystań promową, z której prom zabrał nas na nieodległą wyspę sąsiednią zwaną Santa Cruz. Była to jedyna w miarę cywilizowana przeprawa pomiędzy wyspami: kierowca autobusu miał nawet rozkładane schodki podstawiane pod wyjście (wyjątkowo wysokie); na prom i z promu też można było przejść w miarę swobodnie gdyż był stopień pomiędzy dnem łodzi a jej burtą.
Czas na Galapagos jest drogi (dosłownie), więc pojechaliśmy zwiedzać już w drodze do hotelu. Przeszliśmy się tunelem-jaskinią wulkaniczną i pojechaliśmy obejrzeć słynne żółwie z Galapagos. Stwory te nie żyją na wolności lecz półwolnościowo na specjalnych fermach - inaczej prawdopodobnie nie przeżyły by inwazji ludzkiej - a przed osiągnięciem odpowiedniego rozmiaru są hodowane w stacji Darwina. Po obejrzeniu żółwi pojechaliśmy do stolicy wyspy Puerto Ayora na obiadek i rozgościliśmy się w hoteliku oczekując nie-wiadomo-na-co, a po południu odwiedziliśmy wspomnianą wyżej stację Darwina, gdzie zapoznaliśmy się z hodowlą żółwi oraz biegającymi wszędzie jaszczurkami lawowymi, wylegującymi się legwanami morskimi, krabami i innymi stworami. Odwiedziliśmy też zmumifikowanego trupa najsłynniejszego żółwia świata[1] przechowywanego w klimatyzowanym mauzoleum oraz zwiedziliśmy małe muzeum przyrodnicze (na pawilon morski czasu zabrakło). Oczekując przed wejściem do mauzolem żółwiego truchła na wyrównanie się temperatur Roweromaniak przyuważył i sfilmował ulokowane na kaktusie (drzewiastej opuncji galapagoskiej) gniazdo z pisklakami.
Wieczorkiem wyciągnął Roweromaniak Żonę Roweromaniaka na spacerek po mieście, który okazał się całkiem udany: obejrzeliśmy m. in. uszatki i kormorany sępiące pożywienie na targu rybnym.
Największą niespodzianką pierwszego dnia galapagoskiego były jednak nie żółwie czy inne zwierzęta, lecz pięknie kwitnące drzewka znane jako płomień Afryki, których Roweromaniak nie widział kwitnących podczas kilku pobytów w Afryce, lecz zobaczył na przeciwległym krańcu świata.
[Data utworzenia: 31 maja 2023]

Przypisy:
[1] Żółw ten znany jest jako Samotny Jurek (Solitary George) i ma pomniki na całym świecie, m. in w poznańskim Starym Zoo.

Powiązania 


Uzupełnienia: Gwajakil, Wyspy Galapagos, Wyspa Baltra, Wyspa Santa Cruz, Puerto Ayora, Zatoka Academia