| x050-2. |   | W Poznaniu już wiosna... |   | [16/03/2008] |
Tak przynajmniej ogłosili rowerzyści, którzy w samo południe zebrali się pod Starym Marychem na deptaku, aby ją w grodzie poznańskim godnie powitać. Wiosna co prawda się we własnej osobie pojawić się nie raczyła, jednakoż deszcz i wiatr powstrzymała na tyle długo, aby cykliści do domu wrócić mogli suchą stopą i takoż suchymi pojazdami.
Nie tylko wiosna nieobecną była, co wszelako kalendarzem wytłumaczyć można, nieobecni byli też rajcowie nasi, czego już wytłumaczyć nie sposób, jako że w latach ubiegłych odmówić uniżonej prośbie cyklistów zwykle im się nie zdarzało. Widać tegoroczny temat nieodpowiednich sygnalizatorów u rajców uznania nie znajduje, co z kolei rowerzystom wróży nienajlepiej.
Cykliści zebrawszy się przed Starym Marychem, wysłuchawszy niezbędnych przemówień i odczekawszy nieco aby dać szansę spóźnialskim (tudzież rajcom, jeśliby ci o zaproszeniu sobie przypomnieli) zabrali ze sobą Marzannę (celem jej utopienia) i odjechali. W sobie jedynie wiadomym celu wjechali ul. Podgórną na straszliwą górę prowadzącą, aby ją natychmiast ul. Paderewskiego opuścić i na Stary Rynek się udać, któren okrążyli dla ukrycia właściwych swych zamiarów, poczem dalej już nie mieszkając w stronę katedry się udali. Aby pozostać w zgodzie z ulicznymi przepisami przed katedrą w prawo skręcili i uliczkami Ostrowa dojechali na sam most Jordana (ten sam, który we wrześniu ub. roku uciekł z miejsca przechowywania, o czym Roweromaniak donosił). Tam sąd nad Marzanną odprawiwszy i wysłuchawszy nieskładnych wyjaśnień w swej obronie przez Marzannę złożonych, zgodnie z dobrym obyczajem w nurt Cybiny ją cisnęli. Ale iż jakoweś tajne zobowiązania wobec ekologów mają, wyciągnąć Marzannę z powrotem musieli, aby wód poznańskich (mocno dziś od benzyny i olejów błyszczących) więcej nie zanieczyścić.
Jako iż dzisiejsze powitanie nieco przewcześnie się odbyło, planowana jest powtórka w Wielki Piątek przed wieszczem naszym, Adasiem M., miłościwie nadal na placu przed uniwersytecka Aulą panującym, pomimo rozpychania się krzyży, znacznie przecież młodszych.