txD19. Dziewiąty dzień ekwadorski był ostatnim dniem spędzonym na kontynencie amerykańskim - pozostałe dni przeznaczone były na odwiedzenie wysp archipelagu Galapagos. Po śniadanku poszliśmy na grupowy spacer po Cuenca, podczas którego załapaliśmy się w szkole na ekwadorski karnawał, odwiedziliśmy halę targową i poszliśmy obejrzeć starówkę za dnia. Roweromaniak wdrapał się na loggię katedry skąd pstryknął trochę fotek (kręte schody były dla Żona Roweromaniaka niedotępne). Po spacerku zabraliśmy manele z naszego hotelu i pojechaliśmy do Gwajakil skąd odlatują samoloty na Galapagos. Przed opuszczeniem Cuenca zwiedziliśmy jeszcze tradycyjną fabrykę kapeluszy typu panama[2] (była możliwość przymierzenia i zakupu; na terenie fabryki obowiązywało założenie maseczki). Po drodze czekał nas przystanek na punkcie widokowym Tres Cruces będącym najwyżej położonym punktem w standardowym programie wyjazdu (nie licząc fakultetu na Cotopaxi). Rozciągający się stąd widok w kierunku zach. i pn.-zach. był najrozleglejszym widokiem podczas całego pobytu Roweromaniaka w ekwadorskich Andach. Przejechaliśmy przez Andy i zaczęliśmy zjazd w stronę wybrzeża zbierającymi oceaniczne opady zachodnimi stokami gór, więc wkrótce za Trzema Krzyżami pogoda zepsuła się całkowicie - zaczęło lać tak intensywnie, że Roweromaniak nie poszedł był na zwyczajowy spacerek podczas przerwy na lunch. Do Gwajakil dojechaliśmy o zmierzchu i w mieście tym w zasadzie nic nie widzieliśmy. Nie poszliśmy też, jak to było zaplanowane, do pobliskiego parku gdyż ostrzeżono nas, że Gwajakil jest miastem o największej przestępczości w Ekwadorze i spacer zamożnie wyglądających gringos po zmroku nie jest - delikatnie mówiąc - zalecany jako
txD19. Dziewiąty dzień ekwadorski był ostatnim dniem spędzonym na kontynencie amerykańskim - pozostałe dni przeznaczone były na odwiedzenie wysp archipelagu Galapagos. Po śniadanku poszliśmy na grupowy spacer po Cuenca, podczas którego załapaliśmy się w szkole na ekwadorski karnawał, odwiedziliśmy halę targową i poszliśmy obejrzeć starówkę za dnia. Roweromaniak wdrapał się na loggię katedry skąd pstryknął trochę fotek (kręte schody były dla Żona Roweromaniaka niedotępne). Po spacerku zabraliśmy manele z naszego hotelu i pojechaliśmy do Gwajakil skąd odlatują samoloty na Galapagos. Przed opuszczeniem Cuenca zwiedziliśmy jeszcze tradycyjną fabrykę kapeluszy typu panama[2] (była możliwość przymierzenia i zakupu; na terenie fabryki obowiązywało założenie maseczki). Po drodze czekał nas przystanek na punkcie widokowym Tres Cruces będącym najwyżej położonym punktem w standardowym programie wyjazdu (nie licząc fakultetu na Cotopaxi). Rozciągający się stąd widok w kierunku zach. i pn.-zach. był najrozleglejszym widokiem podczas całego pobytu Roweromaniaka w ekwadorskich Andach. Przejechaliśmy przez Andy i zaczęliśmy zjazd w stronę wybrzeża zbierającymi oceaniczne opady zachodnimi stokami gór, więc wkrótce za Trzema Krzyżami pogoda zepsuła się całkowicie - zaczęło lać tak intensywnie, że Roweromaniak nie poszedł był na zwyczajowy spacerek podczas przerwy na lunch. Do Gwajakil dojechaliśmy o zmierzchu i w mieście tym w zasadzie nic nie widzieliśmy. Nie poszliśmy też, jak to było zaplanowane, do pobliskiego parku gdyż ostrzeżono nas, że Gwajakil jest miastem o największej przestępczości w Ekwadorze i spacer zamożnie wyglądających gringos po zmroku nie jest - delikatnie mówiąc - zalecany
txD19-01txD19-02txD19-03txD19-04txD19-05txD19-06txD19-07