Wracając zza murów miejskich jechał był sobie Roweromaniak brzegiem Warty kontemplując popołudniowe słoneczko, gdy nagle brzeg warciany zaczął ruszać mu się przed oczami i w dodatku migać na niebiesko. Stanął więc, przetarł oczy, spojrzał ponownie na skraj nadbrzeżnego betonu i z ulgą skonstatował, iż to nie objawy słonecznego udaru, lecz stada świtezianek nad brzegiem się goniących. Pozować do zdjęć nie chciały, jednak Roweromaniak znalazł w końcu miejsce, gdzie przysiadały od czasu do czasu w odległości na tyle małej, że można było zdjąć je na papierek (a raczej: do wnętrza krzemowych komórek pamięci aparatu), chociaż jedynie z daleka. Roweromaniak nie potrafi jednak odpowiedzieć sobie, dlaczego byli to nieomal wyłącznie panowie?