Artykuły: txQ26. Tajlandia, dzień pierwszy (6 grudnia)
[Przylot do Bangkoku, zakwaterowanie, okolice hotelu Bangkok Palace]. Do Bangkoku przylecieliśmy przed godziną jedenastą czasu lokalnego (sześć godzin późniejszego, niż w Polsce), z lotniska Suvarnabhumi wyjechaliśmy po godzinie dwunastej i ok. pół do drugiej po południu przybyliśmy do hotelu Bangkok Palace, który miał być naszym domem na dwie noce. Tego dnia w planie było tylko spotkanie organizacyjne z pilotem i krótki spacerek w pobliżu hotelu w celu pokazania wycieczce, gdzie znajdują się kantory walutowe i knajpy - w planie wycieczkowym nie przewidywano ani obiadu, ani kolacji. Żona Roweromaniaka czuła się zmęczona i spacerek przyhotelowy olała przerzucając wymianę forsy na mężusia (w Bangkoku wymiana nie jest problemem, a różnice kursowe są niewielkie). Roweromaniak szmal wymienił i poszedł zwiedzać najbliższą okolicę, która okazała się betonową pustynią z głębokimi wąwozami ulic i z widokiem na (podobno) najwyższy hotel w Bangkoku. Roweromaniak budyneczek ów obejrzał i obfotografował, lecz z wjazdu na taras widokowy Roweromaniak zrezygnował, gdyż wjazd wiązał się z obowiązkiem wykupienia drinka, a Roweromaniak jest nietrunkowy i płacić za coś, czego nie potrzebuje, nie zamierzał. Najciekawszym zauważonym miejscem był klomb z kwiatkami, dwoma domkami dusz i fontanną. Wróciwszy do hotelu skłonił Roweromaniak żoneczkę do wyjścia na miasto w zbożnym zamiarze przekąszenia małego co-nieco i odwiedzenia lokalnego centrum handlowego, gdzie nabył sobie Roweromaniak koszulę w słonie (typowy wzór zdobniczy w Tajlanii). Na kolację była całkiem zjadliwa chińska jajecznica na chińskich grzybkach z garkuchni ulicznej. Po jedzonku Żona Roweromaniaka poszła do hotelu a Roweromaniak postanowił powtórzyć swój spacerek, tym razem już w nocy (zimą o 6 po południu jest już w Tajlandii ciemno) i pstryknąć kilka fotek nocnych, co też uczynił.
