Bicykl pożyczył Roweromaniak nazajutrz od razu na wszystkie pozostałe do wyjazdu pięć dni, jako że tanio było, a możliwość, iż mimo upałów i gór jeździć się jakoś da, wydawała się spora. Pożyczona maszyna była rowerkiem miejskim z kołami 28 cali, siedmiobiegową klasyczną przekładnią (czyli taką z zębatkami na wierzchu), dość szeroką (miejską) kierownicą, bagażnikiem, lecz bez koszyka i sakw, za to z nielubianą przez Roweromaniaka ramą tzw. męską, która to nazwa pochodzi stąd, że można sobie na niej wspomnianą męskość boleśnie uszkodzić podczas wsiadania lub zsiadania, szczególnie gdy zapełniony bagażnik uniemożliwia przeniesienie nogi nad siodełkiem. Spacerek podjęty pierwszego dnia po wypożyczeniu pokazał, że na szosie rowerek działa całkiem przyzwoicie i że potrzebne Roweromaniakowi klamoty wyjazdowe da się przymocować doń bez większej obawy ich ucieczki w czasie jazdy, a to: statyw na kierownicy, butlę z wodą na ramie (był uchwyt) a pozostałe klunkry w plecaku na bagażniku; zdolności jednak pokonywania bardziej stromych odcinków drogi gruntowej Roweromaniakowi sprawdzić się nie udało z braku takowych w czasie spacerku i postanowił sprawdzić to nazajutrz.
Jednakoż nazajutrz osiągnął swój zaplanowany cel testowy już ok. 10 godziny porannej, więc postanowił jechać dalej. I wówczas przypomniał sobie o Balos, do której to plaży przybliżył się już nieco. Kupił więc Roweromaniak dodatkową butlę wody[1], zerknął na elektromapę w wersji telefonicznej i ruszył dalej. Znajdował się na tzw. starej drodze, która przy przeprawie przez pasemko górskie broniące dalszego przejazdu okazała się dość kręta i stroma, więc w pierwszym dostępnym miejscu wjechał Roweromaniak na nową drogę i ruszył w stronę półwyspu Gramvousa, na którego końcu Balos się mieści. Około południa, już na samym półwyspie, skończyła się asfaltowa droga i przyszło dalej jechać skalistą drogą górską miejscami stromą, a na całej długości niezbyt przyjemną z racji sporego ruchu samochodowego i powodowanego przezeń kurzu - jest to jedyny dojazd w stronę plaży. Niebawem (8 km dalej) skończyła się też droga i od sporego parkingu położonego ok. 150 m. npm po drugiej niż plaża stronie półwyspu trzeba było zdać się na górską ścieżkę. Początkowo dróżką dawało się nawet jechać, ale od punktu widokowego zaczęły się skaliste schody i Roweromaniak był zadowolony, gdy mógł pojazd swój prowadzić, nie musząc go nieść. Zszedł w końcu Roweromaniak na plażę (ok. 1600 metrów od parkingu) wzbudzając tam niejakie zainteresowanie wybranym środkiem transportu, wypłukał stópki w wodzie laguny, zjadł wałówkę (w obawie, że zje mu ją szukający takich okazji kozioł) i ruszył z powrotem niosąc rower w górę.
Powrotna droga nie sprawiła Roweromaniakowi większych niespodzianek za wyjątkiem nieplanowanego zwiedzenia jakiegoś wiejskiego cmentarzyka, na który wyprowadził go lokalny asfalt i tam właśnie się zakończył powodując konieczność poszukania jakiejś drogi zastępczej (Roweromaniak wracał - jak to czyni zazwyczaj - nieco inną, nie znaną mu drogą i zaniechał jej wcześniejszego prześledzenia na elektromapie). W terenie już cywilizowanym uwzględnił Roweromaniak doświadczenia szosowe z poranka i wracał nową drogą aż do ostatniego z niej zjazdu przed Gerani, gdzie znajdował się hotel Roweromaniaka[2]. Niezbyt wielki ruch i doskonała nawierzchnia pobocza nowej drogi pozwoliły Roweromaniakowi w zjeździe rozpędzić się ile grawitacja dała - GPS pokazał później dwukilometrowy odcinek o szybkości średniej 40 i maksymalnej ponad 50 km/h. Bez przygód wrócił Roweromaniak do hotelu i przed kolacją miał jeszcze dość czasu, aby skorzystać z dobrodziejstwa prysznica i nieco odpocząć.
Przez cały czas wiał dość silny wiatr, na szczęście zachodni, więc pod wiater jechał Roweromaniak wypoczęty, a w drodze powrotnej wiatr mu pomagał. W sumie GPS wskazał ok. 84 km trasy przy maks. wysokości nieco powyżej 200 i sumie podjazdów/zjazdów ok. 800 m[3] - całkiem nieźle!
[Data utworzenia: 27 lipca 2018] |
Przypisy:
[1] Pomimo niedzieli, nieznajomości ani języka ani nawet alfabetu nie miał z tym problemu - na Krecie nikt nie wpadł był na pomysł rezygnowania w niedzielę z zarobku sprzedażnego.
[2] W samym Gerani też jest zjazd z nowej drogi, jednak już dość daleko za hotelem Roweromaniaka, więc skorzystanie z niego oznaczałoby nadładanie drogi.
[3] Wartość obliczona na podstawie profilu wysokościowego trasy, suma podjazdów wynikająca z sumowania punkt po punkcie wskazań GPS wyniosła blisko 3,5 kilometra, co jest oczywistym absurdem.
Powiązania 
Zobacz: Wszystkie zdjęcia tej serii.
Uzupełnienie: Plaża Balos