Przeglądając przed obiadem (tj. po Teleekspresie) dzisiejszą (20 lutego 2015) prasę, zerknął był Roweromaniak na artykulik opatrzony etykietką Nauka i - o dziwo - nie donoszący o zgubnych skutkach oddychania (jak wiadomo wydziela się wówczas dwutlenek węgla, który w najbliższych latach podobno nas zatopi lub ugotuje - co kto woli, chyba, że postawimy sobie na podwórku wiatrak, a dach obciążymy płytami krzemowymi przekształcającymi światło na elektrykę, niestety zazwyczaj w czasie, gdy prądu tego nie potrzebujemy, gdyż tylko wtedy słoneczko nam dostatecznie mocno przyświeca), lecz o planetarnych zalotach, jakie miały być tuż po zmierzchu bezwstydnie na niebie odprawiane. Ponieważ czas naglił (termin zalotów określono na "wkrótce po zachodzie słońca", a to właśnie zaszło), Roweromaniak przykręcił gaz pod gotowanym właśnie makaronem (piątek - dlaczego w piątek wypada jeść makaron przeczytajcie sobie na stronach Makaronowatego Potwora Latającego), chwycił aparat, statyw i wybiegł przed dom igraszki planet obejrzeć i pstryknąć. Sąsiedzi przyglądali mu się co prawda dziwnie gdy w niebo aparat skierował i pstrykać począł, gdyż nic ciekawego na niebie nie widzieli, jednak Roweromaniak w wiedzę z Gazety Wyborczej zaopatrzony tym się nie zrażał i kilka fotek uskutecznił. Widział też Roweromaniak na ekranie aparatu wyraźnie, iż ponad łatwą do rozpoznania Wenuską pobłyskuje jakaś czerwonawa plamka, do której Wenuska się umizguje, czego samymi gałami dostrzec nie był w stanie. Jednakoż nawet bez przyrządów dostrzec się dało, że tym kosmicznym breweriom przypatruje się niejaki Twardowski (z miną co prawda nieco niewyraźną) na rąbku Księżyca się huśtający.