Łykend majowy a. d. 2008.
Za koniec tygodnia (z ang. łykend) przyjmujemy zwykle piątek po południu, sobotę i niedzielę, niekiedy rozciągając ten termin na cały piątek. Jest jednak pewien wyjątek: od lat kilkunastu, tj. od reaktywowania dnia 3 maja jako świątecznego, pierwszy łykend majowy może trwać znacznie dłużej. W roku bieżącym (2008) zaczął się w środę, zatem wbrew swojej nazwie dokładnie w połowie tygodnia. Dla Roweromaniaka rozpoczął się środowym bliskim spotkaniem z naturą, która to natura w postaci szerszenia raczyła była użreć mnie w palucha, gdy go niebacznie na naturze położyłem - widomy to znak, iż naturę należy dostrzegać zawsze i wszędzie. Nauczony tym doświadczeniem postanowiłem "doszkolić się w naturze" i wraz z Żoną Roweromaniaka odwiedzić w pierwszym dniu majowym zacny nasz Botaniczny Ogród, przez zimowy i wczesnowiosenny czas dla plebsu zamknięty, a z początkiem maja otwierany. Dodatkową atrakcją było otwarcie wystawy fotograficznej, którą obejrzeć chcieliśmy. Zamiar swój zrealizowaliśmy, co poświadcza zdjęcie, pstryknięte pomimo naporu ogromnych tłumów do Ogrodu ciągnących.
Łykend jednakoż dopiero się rozkręca. Z mnóstwa rozmaitych imprezowych okazyi przez władze wsi, miast i miasteczek wielkopolskich przygotowanych, po odpowiednim do majowego czasu namyśle, wybrałem zjedzenie największego w Europie ciacha w postaci lokomotywy, co ma się odbyć dziś we Wolsztynie (02/05/08; pożerać zamierzam wespół z licznie spodziewaną gawiedzią), paradę parowych potworów w tymże Wolsztynie się szykującą (w sobotę) i błogie lenistwo w dzień święty. Jeżeli przejedzenie mi nie zaszkodzi, atrakcje owe zamierzam obfotografować (rzecz jasna z wyjątkiem lenistwa - ma być zupełne) i wkrótce na stronach swoich ku wiecznej pamięci zamieścić.
[Data utworzenia: brak informacji] |