x090.  Spacerek styczniowy a.d. 2009 [06/01/2009]

Będąc na rowerowym powitaniu roku miałem okazję usłyszeć (co najmniej dwukrotnie) tezę, iż na rowerze można komfortowo jeździć do temperatury -10 stopni. W zamyśle wypowiadających miało to zapewne oznaczeć aż do -10 stopni, jednak dla Roweromaniaka zabrzmiało to jak ograniczenie swobody zimowej, postanowił więc rzecz przy najbliższej okazji sprawdzić.
Pamięć podpowiadała mi, że 10 stopni poniżej zera podczas typowego zimowego wyżu, słonecznego i bezwietrznego, to żaden mróz, niemniej ostatnia zima była trzy lata temu, a pamięć ma zwyczaj ubarwiać wyczyny z lat minionych zwłaszcza rzadkie (chociażby z powodu braku silniejszych mrozów). Toteż gdy we wtorek (6. stycznia 2009) zernąłem po przebudzeniu na termometr i zobaczyłem 18 poniżej zera postanowiłem niedawno zasłyszaną hipotezę zweryfikować tym bardziej, iż poranny spacerek po gazetę i bułeczki wykazał mi zupełny nieomal brak wiatru. I wyszło na moje: można spokojnie jeździć przy niższych temperaturach.
Spacerek był co prawda niezbyt długi odległościowo (ok. 25 km) i czasowo (3,5 godziny), jednak wykazał niezbicie, że rowerzysta w zestawieniu wyjazdowym jest elementem najbardziej na mróz odpornym: chociaż więcej stałem oglądając krę na Warcie i pstrykając zdjęcia (co wymagało zdjęcia przynajmniej jednej rękawiczki) mróz mi zupełnie nie przeszkadzał. Moje wyposażenie jednak tego twierdzić nie mogło: pierwszy zamarzł licznik rowerowy pozbawiając mnie zegarka i możliwości pomiaru trasy, później przymarzać zaczęły linki od przerzutek i hamulcowe (domagając się tym samym przeczyszczenia i świeżego smaru), w końcu również aparat zaczął kwękać i domagać się wymiany baterii, zapewne na widok kaczek chlupiących się w ciepłym błocku i zażywających parowej kąpieli.
Jeżeli więc dla kogoś komfort oznacza pełną sprawność elektronicznych gadżetów - niech podczas mrozów nie jeździ.

t1451. Spacerek styczniowy a.d. 2009