B001.  Z wizytą u Dioklecjana [17-06-2009]

Dioklecjan, jak wiadomo, postanowił na starość osiąść w willi o rozmiarach średniowiecznego miasta, czyli odpowiedniej dla byłego władcy świata. Willę ową budował oczywiście z publicznych pieniędzy, gdy jeszcze zajmował stanowisko (rzymskiego) cesarza. Budyneczek ten, przekształcony w miasto w wieku VII (po zniszczeniu przez Słowian dalmatyńskiej stolicy Dioklecjana - Salony) przetrwał do dziś dnia. Roweromaniak wraz z żoną, przebywając przejazdem (a raczej: z objazdem) w okolicy, postanowili emerytowanego cesarza odwiedzić w celach naukowych; mianowicie aby sprawdzić naocznie, czy prawdą jest, że cysorz to ma klawe życie. Wyszło im, że niekoniecznie: w pałacu było ciemno, zimno i wilgotno, brakowało klimatyzacji, a i z elektrycznością był problem: działały wprawdzie reflektory, lecz np. gniazdka do podłączenia ładowarki nie było. Brak było również telewizora, telefonu i komputera, kibelek zaś miał standard jak w hotelu robotniczym z epoki gierkowskiej. I to ma być cesarskie życie?
Po prawdzie, to Roweromaniakostwo nie miało wyboru: wizyta u Dioklecjana jest w Splicie obowiązkowa dla wszystkich przybyszów, niezależnie od pory roku i pogody (stąd tłumy wewnątrz), niezależnie też od sytuacji w pałacu - my np. trafiliśmy na wielkie pranie. Każdy wchodzący ma przy wejściu obowiązek wrzucić (PO-)datek do specjalnej skarbonki upozorowanej na studnię, jednak straże nie pilnują tego zbyt rygorystycznie - nie wrzuciliśmy, a i tak pozwolono nam wejść.

txB12. Z wizytą u Dioklecjana [wszystko]