2420-4.  Wieczorny koncert na parę i gwizdki [02/05/2008]

Majowy łykend w Wolsztynie, rozdział 4.
Odczekawszy mało-wiele (aby ciacho należycie w żołądku ułożyć się mogło) wyruszył Roweromaniak wzdłuż brzegu miejskiego bajora w poszukiwaniu noclegu. Nieznalazłszy do Wolsztyna powrócił, albowiem na dziewiątą godzinę wieczorną (drugiego dnia majowego) zapowiedziano huczne widowisko z rodzaju światło i wdzięk, które koniecznie obejrzeć chciał i takoż obaczył. Prezentowała się orkiestra symfoniczna (z głośników) Bolero Ravela przedstawiając, do którego pogwizdywały i posapywały osobliwie ciuchcie parowe, balet przy tym na obrotnicy odstawiając, czemu wielka ciżba gawiedzi zgromadzonej nadziwić się nie mogła.
Po ukończonym balecie spora część gawiedzi wiedziona niezrozumiałym popędem w stronę sypialni dla ciuchć przeznaczonej się udała, tam zaś kije jakoweś po trzy razem połączone wyciągnęła i misteria nad nimi odprawiać poczęła. Każdy z tych potrójnych kijów miał u góry niewielką wajchę, a nad nią coś, co Roweromaniakowi jego fotograficzny aparat przypominało, przynajmniej z grubsza. Posiadacze tych urządzeń ustawili się w rzędzie (równo jakby na żołnierskiej musztrze) w pewnej odległości od sypialni, kierując obiektywy jej stronę i intensywność misteriów swych jeszcze zwiększając. Wszyscy też (a była to spora gromada gawiedzi płci obojga) klęli w żywy parowóz każdego, kto pomiędzy rozstawione kije a sypialnię wejść się ośmielił. Jaki był cel tych zabiegów Roweromaniak może się jedynie domyślać: zapewne chcieli przyłapać in flagranti jakowyś parowóz przytulony w czułym sam na sam do mocno jeszcze rozgrzanej lokomotywki. Niecny proceder podglądaczy zakończyła około godziny jedenastej ulewa, która nad Wolsztynem się rozszalała, zmuszając Roweromaniaka do poszukiwania dachu nad głową.

1081D. Wieczorny koncert na parę i gwizdki